Były jednymi z pierwszych czasomierzy w powszechnym użytku, znajdowały się w posiadaniu każdego dżentelmena i arystokraty. Mowa o zegarkach kieszonkowych. Czy ktoś jeszcze je nosi? A jeśli tak, to w jaki sposób powinien?

Należy zacząć od samej historii zegarków. Od początku ich istnienia działały raczej jako duże urządzenia, które nosić można było najwyżej w plecaku. Dopiero w 1756 roku zbudowano pierwszy zegarek mieszczący się w kieszeni, który rozpoczął modę na trzymanie czasomierzy zawsze przy sobie. Tak było do pierwszej wojny światowej – wcześniej mężczyźni nosili zawsze zegarki kieszonkowe, zegarki naręczne traktując raczej jako zwyczaj kobiecy, w dodatku będąc przekonanymi, że lada moment przeminie. Podczas wojny stwierdzono jednak, że zegarki naręczne są dużo praktyczniejsze w sytuacjach bojowych, sięganie do kieszeni po czasomierz jest natomiast mało wygodne.

W pierwszej połowie XIX wieku w Polsce zegarki kieszonkowe pojawiły się jako symbol statusu – wówczas bardzo drogie, produkowane jedynie w Szwajcarii i Niemczech, mogły spocząć w kieszeniach wyjątkowo majętnych osób. Zmieniło się to dopiero z rozwojem… kolejnictwa. Z racji konieczności dbania o punktualne przyjazdy pociągów, pracownicy kolei dostali zegarki od pracodawców. Ustanowiło to kolejarzy jako ważną grupę społeczną, przy jednoczesnym rozpowszechnieniu zegarków. Na czasomierz jednak wciąż, do wojny, mogli pozwolić sobie tylko nieliczni.

Taki zegarek składa się z kilku zasadniczych elementów, różniących go od zwykłego, naręcznego czasomierza. Pierwszym jest przede wszystkim rozmiar – jest nieco większy od standardowych zegarków, przez co trudno byłoby go nosić na ręce (chociaż istnieją specjalne paski umożliwiające taki zabieg – jednak tak założony zegarek przypomina przysłowiową „cebulę”). Drugim – otwierana koperta, której , chociaż to raczej funkcja opcjonalna, ponieważ wykonywano także zegarki „odkryte”. W wielu filmach można zobaczyć, jak bohater otwiera zegarek, by spojrzeć na zdjęcie ukochanej. Różnicą trzecią jest miejsce, w którym znajduje się koronka – o ile w zegarkach naręcznych zawsze jest to prawa strona, o tyle w zegarkach kieszonkowych koronka znajduje się zawsze na górze. I różnica czwarta – takie czasomierze zwykło nosić się na łańcuszkach, czyli tzw. dewizkach lub taśmach. Dewizką dawniej zwano pieczęć herbową od dewizy – zawołania rodu, noszoną na łańcuszki razem z kluczami i brelokami. Nazwa przeszła potem na sam łańcuszek, do którego zdecydowano się doczepiać czasomierze.

A jak jest teraz? Rzadko można spotkać kogoś, kto nie posiadałby żadnego zegarka, nawet naręcznego, ale sytuacja się odwróciła – teraz mało kto ma zegarek kieszonkowy. Czy jest jakiś konkretny powód, by taki przedmiot wyszedł z mody?

Wydaje mi się, że głównym powodem jest wygoda – dużo prościej zerknąć na nadgarstek by odczytać godzinę, niż sięgać do kieszeni. Przez to mało kto kupuje zegarki kieszonkowe, tym samym przyczyniając się do wzrostu ich cen, co znowu napędza to samo koło i powoduje, że niewiele osób decyduje się na ich zakup. Jednak mimo tego, że już niemodne, zdecydowanie budzą zainteresowanie i noszenie takiego czasomierza na łańcuszku przy kamizelce z pewnością doda klasycznego uroku niejednej eleganckiej stylizacji. Miłośnicy mody retro na pewno docenią takie rozwiązanie.

Jednak nie tylko oni – zegarek kieszonkowy wciąż zdecydowanie pasuje do strojów uroczystych, jak smoking czy frak, dlatego na ślubie będzie idealnym dodatkiem i elementem biżuterii. Można go nosić również bez kamizelki, przypinając do paska lub butonierki marynarki, dlatego stanie się świetnym wyborem na każdą okazję.

 

Zegarki kieszonkowe niesłusznie wyszły z mody, są zdecydowanie ciekawym elementem stroju. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze pasującym do aktualnego ubioru – podczas treningu na siłowni czy wyjścia na luźną imprezę lepiej skorzystać ze sprawdzonych, naręcznych czasomierzy.